110. rocznica urodzin Nicolása Gómeza Dávili

Jak to było ze stuleciem urodzin Nicolása Gómeza Dávili (18 V 2013)?

Otóż, od dawna zależało mi, żeby jakieś rocznicowe wydarzenie, najlepiej międzynarodowa konferencja naukowa, odbyło się w Kolumbii. Po prostu marzyłem o tym, żeby pojechać do kraju Nicolása Gómeza Dávili, zobaczyć jego dom, dotknąć jego książek, pomodlić się nad grobem na cmentarzu Jardines de Paz pod Bogotą. Potrzebny był jakiś solidny pretekst.

Dlatego w 2011 roku, a więc na dwa lata przed rocznicą urodzin Mistrza, podjąłem próbę zorganizowania międzynarodowej konferencji naukowej na Uniwersytecie Warszawskim. Dzięki mojemu byłemu uczniowi pozyskałem życzliwość i pomoc profesury Wydziału Prawa i Administracji UW. Natomiast na samą konferencję zaprosiłem dwoje naukowców z Kolumbii: prof. Francię Elenę Goenagę z Bogoty i mgr. Alfreda Abada z Pereiry. Wyobrażałem sobie, że gdy naukowcy ci zobaczą, że wydarzenia gomezologiczne organizowane są nawet w kraju tak odległym jak Polska, spróbują zrobić coś podobnego u siebie. (Oczywiście, dzięki pismom Gómeza wiedziałem, że nie mogę liczyć na zbyt wiele).

Warszawskie spotkanie było bardzo udane. Opublikowałem po nim tom „Prawdziwy reakcjonista. Nicolásowi Gómezowi Dávili w stulecie urodzin”, który zawierał m.in. najlepsze wystąpienia prelegentów. I czekałem na dalsze wydarzenia.

Po pewnym czasie prof. Goenaga poinformowała mnie, że zanosi się na naukowe wydarzenie w Kolumbii w 100. rocznicę urodzin Myśliciela. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że organizatorem międzynarodowej konferencji naukowej jest zupełnie mi nieznany Universidad de La Sabana, który znajduje się w podbogotańskiej miejscowości Chía. Natychmiast zgłosiłem się do wskazanego mi przez panią prof. organizatora, ale ten nie chciał mnie zaprosić! Dopiero interwencja pani profesor utorowała mi drogę na listę prelegentów. (Później dowiedziałem się, że organizator, z którym miałem problem – Hiszpan, co też ma znaczenie – okazał się większym cwaniakiem i malwersantem: ostatecznie z żoną Chilijką uciekł do Chile).

Samo wydarzenie uważam za bardzo owocne. Poznałem na nim m.in. córkę Nicolása Gómeza Dávili, Rosę Emilię Gómez de Restrepo, która bardzo mnie polubiła i od tamtej pory zawsze okazywała życzliwość i zrozumienie, a także kolegę myśliciela, pana Diega Pizana (Mianownik: Diego Pizano), który przy udziale innego kolegi Gómeza, swojego ojca, wytłumaczył mi, co jest tekstem implicite do scholiów. Przy okazji okazało się, że dziekanem wydziału odpowiedzialnego za konferencję był Polak, prof. Bogdan Piotrowski – późniejszy recenzent naukowy moich publikacji.

W tamtym czasie przedstawiłem międzynarodowemu forum recepcję dzieła Nicolása Gómeza Dávili w Polsce. Zabrałem również kilka razy głos polemicznie, gdyż poziom absurdalności niektórych wystąpień, pobudzał do reakcji nawet mój skrajnie niedotleniony organizm. Chía, tak jak Bogota, leży na wysokości ok. 2,5 tys. m n.p.m.

Już na początku mojego pobytu w Bogocie odnalazłem grób Nicolása Gómeza Dávili i złożyłem na nim kwiaty w imieniu polskich czytelników (vide zdjęcie na końcu tomu „Scholia do tekstu implicite”). Nie było to aż tak skomplikowane, gdyż cmentarz znajdował się gdzieś między stolicą a Uniwersytetem. Wystarczyło wysiąść po drodze z busa kursującego na trasie Bogota-Chía. Dlatego też zasmucił mnie brak jakiejkolwiek inicjatywy ze strony organizatorów czy uczestników konferencji, żeby nawiedzić cmentarz 18 maja.

Natomiast tego dnia córka Gómeza zaprosiła mnie na obiad do restauracji prowadzonej przez jej krewnych. Dodatkową atrakcją tego zaproszenia było to, że w restauracji wisiały żyrandole stanowiące dokładną kopię żyrandoli z domu Nicolása Gómeza Dávili. Spytałem panią Emilię, czy możemy zabrać ze sobą prof. Serrana (José Miguel Serrano Ruiz-Calderón), z którym się wtedy kolegowałem. Byłem bardzo zmęczony, niewyspany i niedotleniony, i uznałem, że rozmowny Hiszpan do pewnego stopnia wyręczy mnie z obowiązków towarzyskich względem damy. Poza tym cały czas myślałem, żeby pojechać tego dnia na cmentarz…

Obiad był niezwykle udany. Rosa Emilia Gómez de Restrepo pokazała mi zdjęcia ojca i matki. Były to fotografie unikatowe, nigdzie niepublikowane. Uzyskałem nie tylko zgodę na publikację tych zdjęć (stanowią część „Scholiów…”), lecz także obietnicę, że nikt inny takiej zgody nie dostanie.

Po obiedzie wsiedliśmy, prof. Serrano i ja, do taksówki i pojechaliśmy na cmentarz. Było już późno, ale zdążyliśmy przed zamknięciem. Pomodliliśmy się po łacinie za spokój duszy Nicolása Gómeza Dávili. Były to naprawdę poruszające chwile. Następnie zaprosiłem prof. Serrana na Tokaj z 2000 roku (wiek Nicolása Gómeza Dávili!), który kupiłem w styczniu w Budapeszcie. Pojechaliśmy do hotelu, w którym zatrzymał się pan profesor, i – z pewnymi przygodami – wypiliśmy węgierskie wino, obsługiwani przez hotelowego kelnera.

Po uczczeniu myśliciela i opróżnieniu butelki nadeszła chwila pożegnania. Pan profesor poszedł na dłuższą chwilę do pokoju, a gdy zszedł, poinformował mnie, że Alfredo Abad założył właśnie stowarzyszenie gomezologiczne. Hiszpan był wyraźnie zaniepokojony, wzburzony. Próbowałem go uspokoić, mówiąc, że założymy drugie stowarzyszenie – lepsze. Początkowo zdawało się go to przekonywać, ale w tym, co mówił, dało się już zauważyć zwiastuny tego, co spadło na mnie potem.

Późniejsze wydarzenia dobitnie pokazały, że Hiszpanowi daleko do śp. prof. Franco Volpiego (†2009), na którym można było polegać, który zachowywał się wobec mnie jak autentyczny przyjaciel.

Na zakończenie w naturalny sposób pojawia się pytanie: co stało się ze światową gomezologią przez minione 10 lat (2013-2023)?

Otóż, przynajmniej moim zdaniem, powróciła ona do tej samej nicości, z której wypłynęła na chwilę dzięki Bożej łasce i ludzkiej pracy.