Biografia

„Człowiek przestaje być tym, kim wie, że jest” (310).

Dnia 25 lutego 2017 roku miałem spotkanie z czytelnikami w Brzozowie na Podkarpaciu. Organizatorem tego wydarzenia był Brzozowski Ruch Konserwatywny. Moje wystąpienie nosiło tytuł „Nicolás Gómez Dávila – w obliczu końca” i odbyło się w ratuszu. Publiczność dopisała, słuchała z uwagą, a potem zadawała ciekawe pytania. Po wystąpieniu zostałem zaproszony na wspaniała kolację. Do dzisiaj wspominam to wydarzenie z sentymentem. Było w nim coś takiego, co wyróżnia je na tle moich spotkań, krajowych i zagranicznych, z miłośnikami, aktualnymi lub potencjalnymi, twórczości bogotanina.

Poza tym w Brzozowie wydarzyło się coś, co autentycznie zmieniło moje życie. I nie mówię tu o stłuczce, którą miałem moją starą Mazdą w drodze na spotkanie, między hotelem a ratuszem.

Otóż, do Brzozowa przyjechali moi dwaj znajomi spod Krakowa, których poznałem w 2011 roku na pielgrzymce tradycji katolickiej z Paryża do Chartres. Napiszę o nich tylko tyle: kulturalni, inteligentni, pobożni, w pewnych aspektach – spadkobiercy Sarmatów. Podczas rozmowy jeden z nich spytał mnie, czy znam książkę „Turms nieśmiertelny”, której autorem jest Mika Waltari, gdyż ostatnio ją przeczytał i zrobiła ona na nim ogromne wrażenie. Wtedy nie znałem ani książki, ani autora.

Poznałem niewiele później i nic już nie było takie jak do tamtej pory. Nie mogłem oderwać się od lektury „Turmsa”, a następnie zacząłem zapoznawać się z polskimi tłumaczeniami innych książek fińskiego pisarza. Szybko zorientowałem się, że podobają mi się jego dzieła dotyczące historii, natomiast „literatura współczesna” mi nie odpowiada – przez swoją przytłaczającą mroczność.

Mogę powiedzieć, że już dwa razy czytałem polską wersję dylogii „Mikael Karvajalka” i „Mikael Hakim”, opowiadającej o sierocie, fińskim chłopcu, który – dojrzewając – uczestniczył we wszystkich najważniejszych wydarzeniach politycznych i społecznych szesnastowiecznej Europy: walkach o trony europejskie, rewolucji protestanckiej, polowaniu na czarownice, upadku uniwersytetu, inwazji islamskiej. Książka opisuje też perypetie miłosne Mikaela, które dobrze podsumowuje fraza: „W moim szaleństwie wierzyłem, że miłość oznacza ciepło i dobroć między dwojgiem ludzi, pociechę w strasznej samotności, która jest dziedzictwem rodu ludzkiego”. W każdym razie główny bohater kończy jako muzułmański wygnaniec, spisujący swoje barwne dzieje. Tymczasem moją ulubioną postacią – przynajmniej w drugiej części dylogii – jest sufi, poeta i tajny agent w jednej osobie.

Z kolei z przekładem „Trylogii rzymskiej” zapoznałem się tylko raz. Ale odniosłem wrażenie, że jest to lepsza wersja „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza. Po prostu autor, nie epatując nadmiernie patologią, kreśli bardziej realistyczny i jeszcze ciekawszy obraz początków chrześcijaństwa. I ta antropologia!

Pesymistyczna wizja człowieka to mocna strona twórczości Waltariego! Doskonale oddaje to sfilmowana w Hollywood w 1954 roku książka „Egipcjanin Sinuhe”. Moim zdaniem, jakość filmu jest odwrotnie proporcjonalna do jakości książki, więc niniejszym ostrzegam przed ekranizacją, a zachęcam do powieści, powieści o życiu egipskiego lekarza Sinuhe z XIV wieku przed Chrystusem.

Nie ma sensu ani wyliczać kolejnych tytułów, ani – tym bardziej – opowiadać, o czym są książki Miki Waltariego. Każdy, kogo zainteresowałem tematem, na pewno sobie poradzi. Na zakończenie napiszę jeszcze tylko, choćby zabrzmiało to nie-wiem-jak pretensjonalnie, że „Turms nieśmiertelny”, od którego ta przygoda literacka się zaczęła, to najlepsza moja biografia, jaką w życiu czytałem. I na tym zasadza się przełomowość koleżeńskiej rekomendacji.