Psychopata

„Choremu moralne choroby szybko zaczynają wydawać się samym zdrowiem” (884).

            „(…) wczytując się w psychologiczne książki, zrozumiał, że psychopata to nie jakiś świr czy szaleniec, tylko po prostu człowiek analizujący świat relacji społecznych i podejmujący decyzje na podstawie chłodnej analizy. Oczywiście, opisy psychopatii były nacechowane negatywnie, ale przecież pisali je ludzie, którzy ulegali uczuciom, co czyniło ich słabymi. Nie mogli lubić kogoś, kto potrafił udawać wszystkie gesty, potrzebne ludziom do funkcjonowania, a więc empatię, miłość, niechęć. Nie mogli lubić kogoś, kto potrafi symulować społeczne emocje, a więc jest zdolny do funkcjonowania w społeczeństwie, ale jednocześnie nie jest tymi emocjami i gestami skrępowany, w każdej chwili może je bez trudu porzucić” – tak siebie i świat interpretuje Antek Szarzyński, główny bohater powieści „Przemienienie” (2008) Szczepana Twardocha.

            Proszę mnie źle nie zrozumieć: nie zachęcam tutaj do przeczytania wspomnianej książki, gdyż ona na to nie zasługuje. Nie namawiam też do zapoznawania się z twórczością Twardocha – „polskojęzycznego pisarza i publicysty, identyfikującego się jako przedstawiciel narodowości śląskiej”.

            (Doprawdy nie widzę powodu, bym sam miał się zadawać albo komuś z moich rodaków polecać obcowanie z kimś, kto już wiele lat temu z emfazą deklarował, że „nie jest z Sienkiewicza”, a na dodatek na co dzień bierze udział w kreowaniu pasożytniczego tworu o nazwie „narodowość śląska”).

            Wspominam o „Przemienieniu”, gdyż to właśnie z tej książki po raz pierwszy dużo dowiedziałem się o ludziach, których coraz częściej spotykam w moim życiu ˗ o psychopatach. I nie mam tu na myśli chorych osób, które uprzedzają mnie o swojej słabości i w taki czy inny sposób proszą o wyrozumiałość. Mówię o całym szeregu wszelkiego typu „ludzi sukcesu”, z którymi mniej lub bardziej przelotnie zetknąłem się w życiu prywatnym lub zawodowym. Z mojego punktu widzenia ludzie ci swoją wyeksponowaną pozycję zawdzięczają właściwie jednemu czynnikowi – upadkowi Religii z jej nakazem miłości Boga i bliźniego. Bezbożne społeczeństwo zezwala na to, by psychopata zajął miejsce Boga, a innych traktował nie jak osoby ludzkie z ich transcendentnym przeznaczeniem, lecz jak zwykłe narzędzia, służące osiąganiu jakichś celów (najczęściej ekonomicznych).

            Warto przy tym podkreślić, iż w praktyce wygląda to tak, że psychopata się nie myli, bo prawdą jest to, co w danym momencie ogłasza, psychopata nie czyni źle, gdyż każdy jego czyn jest w danej sytuacji najwłaściwszy. W dziedzinie piękna sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, ale ogólnie rzecz ujmując: psychopata jest wyjątkowo wrażliwy na piękno, więc szkaradność jego samego i pokaźnej liczby jego dzieł prezentowana jest – często z fałszywym przymrużeniem oka – jako najnowszy kanon estetyczny. Poza tym archiwum estetyczne kultury pełne jest obiektów, które przy użyciu współczesnej technologii można, bez większego wysiłku i talentu, zmodyfikować, a następnie przedstawić jako własne.

            Oczywiście, tym, kogo próbowałem scharakteryzować powyżej, jest wybitny przedstawiciel psychopatii. Na niższych szczeblach zazwyczaj spotyka się osobnika stanowiącego eklektyczne połączenie chama, świra i opętańca, z którym życie jest albo nieznośne (nie widzi żadnej korzyści z bycia miłym), albo bajeczne (odgaduje i spełnia życzenia niczym genetycznie zakochany we właścicielu golden retriever).

            Po co to wszystko piszę? Otóż, wiem, że z moją publicystyką zapoznają się młodzi ludzie. Niektórzy z nich są nie tylko inteligentni, lecz także ponadprzeciętnie wrażliwi. Dla takich osób zetknięcie się z psychopatą może być naprawdę traumatyczne. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że prawie nigdy nie wiadomo, co taki wykolejeniec powie, albo zrobi. I jakie są jego motywacje. Więc niniejszym ostrzegam!