Zły

„Demon wszystko rozumie, ale niczego nie może stworzyć (69).

Jeden z moich znajomych opowiedział mi kiedyś o tym, jak czyta książki w różnych językach. Otóż, zdobywa książkę w oryginale, a także nagranie tej książki czytanej przez lektora tzw. audiobook. Następnie śledzi tekst oczami i słucha jednocześnie. Oczywiście, kluczowa jest jakość czytania. Często książki nie da się słuchać z winy interpretatora. Kolega podkreślał, że jest to doskonała metoda nie tylko zapoznawania się z arcydziełami literatury światowej w oryginale, lecz także nauki języków obcych.

Jako że jestem miłośnikiem również literatury rosyjskiej, pierwszą książką, którą przeczytałem w wyżej wspomniany sposób, była „Anna Karenina” Lwa Tołstoja. Jakimś trafem oryginał znalazłem wiele lat temu na śmietniku przy liceum ogólnokształcącym, które kończyłem, a plik dźwiękowy ze wspaniałym nagraniem dostałem podczas tzw. pandemii od innego znajomego. Dodam jeszcze, że z polskim przekładem „Anny Kareniny” zapoznałem się już bardzo dawno temu i – być może z powodu mojej niedojrzałości – powieść nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Ot, historia kobiety, którą instynkty doprowadziły do kompletnego upadku, do samounicestwienia. Banał.

Tymczasem rosyjski oryginał to była po prostu mieniąca się wszystkimi barwami wszechświata poezja! Czytałem i cieszyłem się, że prędko się to nie skończy.

Obecnie czytam drugą powieść po rosyjsku. Jest to „Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa. Niedrogą książkę kupiłem na popularnym portalu aukcyjno-zakupowym, znakomite nagranie znalazłem w Internecie.

Jak wiadomo historia zaczyna się od spotkania redaktora Berlioza z poetą Ponyriowem, piszącym pod pseudonimem Bezdomny. Powodem rozmowy było to, że poeta w swoim najnowszym dziele, poemacie antyreligijnym, odmalował Jezusa Chrystusa w czarnych barwach, ale jak żywego. Natomiast redaktor chciał, by wymowa poematu była zupełnie inna: Jezus Chrystus nigdy nie istniał, a wszystko, co o nim wiadomo, to mit.

Skądinąd można dowiedzieć się, że w latach dwudziestych w Związku Sowieckim oficjalnie przedstawiano Jezusa Chrystusa jako postać negatywną, ale realną. Dopiero w latach trzydziestych propaganda komunistyczna nastawiła się na całkowite zaprzeczanie Jego istnienia. Zatem do tego stanu rzeczy odwołuje się Bułhakow w pierwszym rozdziale „Mistrza i Małgorzaty”.

Wkrótce do redaktora Berlioza i poety Bezdomnego dołącza diabeł, brany przez nich za cudzoziemca, i tłumaczy im, że Jezus był postacią historyczną.

Tutaj najciekawsze dla mnie jest to, że w powieści siły nieczyste są realne i wywołują realne skutki w świecie. Z tym, że w materialistycznej rzeczywistości ZSRR, w której toczy się akcja, osoby, będące obiektem działania diabła i reagujące na to działanie, szybko trafiają do szpitala psychiatrycznego. Jako że według oficjalnej ideologii bytów duchowych nie ma, musi chodzić o zaburzenia psychiki, która jest tylko najsubtelniejszym wyrazem materialnego organizmu człowieka.

Od drugiego roku studiów w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego uczęszczałem na seminarium „Religia i wartości” prof. Bogusława Wolniewicza. Wolniewicz przestawiał się wtedy jako marksista i ateista. Tymczasem pod koniec 1992 roku napisał artykuł „Epifania diabła”. W sposób filozoficzny dowodził on w tekście, że diabeł istnieje. Filozof rozumiał diabła jako miłość zła, zgodnie z równaniem: zła wola + zła radość = miłość zła.

Jego interpretacja różniła się od chrześcijańskiej, definiującej zło jako brak dobra („dziury w żółtym serze bytu” – według mojej koleżanki), a diabła jako anioła, któremu brakuje cnót (doskonałości) anielskich.

Do czego zmierzam w moich obecnych wywodach?

Otóż, coraz częściej rzuca mi się w oczy jedna prawidłowość: w świecie, w którym żyjemy, ludziom łatwiej uwierzyć w istnienie niematerialnego zła niż niematerialnego dobra. O ile autentycznych czcicieli dobrego Stwórcy ubywa, choć jest on wszechmocnym Bogiem, o tyle praktycznych czcicieli jego przewrotnego przeciwnika przybywa, choć jest on tylko stworzeniem, które zeszło na manowce.

„Nikogo nie oszukujmy: diabeł jest w stanie dostarczyć dobra materialne, które obiecuje” (730).